Czy samozatrudnieni mają być innowacyjni

Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza opublikowało niedawno raport, z którego wynika, że połowę polskiego PKB wytwarza zaledwie 5,6 mln zatrudnionych, natomiast drugą połowę 10 mln Polaków pracujących w mikroprzedsiębiorstwach, rolnictwie, sektorze publicznym i szarej strefie. Wkrótce potem w prasie gospodarczej podniosły się głosy, że udogodnienia dla mikrofirm, takie jak „mały ZUS” czy planowana obniżka CIT z 15 do 9 procent to kroki nieprzemyślane. Najmniejszym przedsiębiorcom nie będzie się ponoć opłacało rozwijać, bo rozwój spowoduje obciążenie ich wyższą składką ZUS i (lub) wyższym podatkiem.

Innowacje przez dotacje

Tymczasem gospodarka polska ma stawiać na innowacyjność. Stąd między innymi dotacje na innowacje, w których uzyskaniu pomagają wyspecjalizowane firmy. Im bardziej innowacyjna jest gospodarka, tym większe zyski przynosi, a konsekwencją mają być wyższe płace. Dotacje B+R mają też wspierać konkurencyjność polskiej gospodarki na rynkach światowych, z którą wciąż jest nie najlepiej. Po dotacje na innowacje sięgają jednak nie mikrofirmy, a przedsiębiorstwa małe i średnie – te, które mają wyraźny potencjał do rozwoju.

Nie każdy zarejestrowany w CEIDG to przedsiębiorca

Problem jednak w tym, że w Polsce nie ma wciąż rozróżnienia między przedsiębiorcami a samozatrudnionymi. Każdy, kto założy jednoosobową działalność gospodarczą, uznawany jest za przedsiębiorcę, co bardzo często jest kompletnym nieporozumieniem. Widać to było choćby w dyskusji o wspomnianym „małym ZUS-ie”: ograniczenie czasowe tego przywileju, a także naliczanie składki od przychodu zamiast od dochodu rząd tłumaczył dążeniem do tego, by przedsiębiorca rozwijał swoją firmę tak, by po paru latach móc płacić więcej.

Nie wymagajmy za wiele

Przez długie lata nie tylko namawiano, ale bardzo często wręcz zmuszano Polaków do przechodzenia z etatu na samozatrudnienie. Uczyniły tak miliony, często z braku innego wyjścia. Są to więc ludzie niemający nic wspólnego z przedsiębiorcami, a po prostu jednoosobowo wykonujący jakąś pracę (na rzecz przedsiębiorców najczęściej). Ilość pracy, jaką każdy z nich może wykonać, jest ograniczona jego zdolnościami, produktywnością i czasem. Powyżej pewnego pułapu żaden z nich nie wyjdzie, nie ma więc mowy o żadnym rozwoju, o innowacyjności już nie wspominając.

Jak innowacyjny miałby być np. ratownik medyczny albo pilot LOT-u, uznawani za przedsiębiorców? Jakie prace badawczo-rozwojowe prowadzić miałby redaktor, korektor, copywriter, webdesigner lub grafik komputerowy? Albo właściciel sklepiku?

Może pora na zmiany?

Chyba pora na wyznaczenie wyraźnej granicy między przedsiębiorcą a samozatrudnionym. Którędy miałaby przebiegać? To proste: przedsiębiorcą jest ten, kto zatrudnia pracowników, choćby jednego. Wprowadzenie zróżnicowanych regulacji prawnych i podatkowych dla obu tych grup mogłoby się okazać zbawienne i dla nich, i dla gospodarki.

[Głosów:2    Średnia:5/5]

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here